piątek, 12 września 2014
5 na misji na Sycylii
Jestem mamą trójki dzieci i żoną Łukasza. Nasza podróż na Sycylię zaczęła się w zeszłym roku, od weekendowego wyjazdu misyjnego szkoły Samuel, na który pojechał mój mąż z najstarszą córką. Spędzili fantastyczny czas w Krakowie, później przygotowywali się do podróży do Berlina, aż nasza rodzina dojrzała do wyjazdu na dwutygodniowe misje na Sycylię. Od pierwszego dnia wyjazdu, wiedziałam, że Pan Bóg powoli przygotowuje nas do rozpoczęcia jeszcze bliższej przygody z nim. W dniu wylotu, nasze córka obudziła się z bólem brzucha. Całe przedpołudnie spała i cierpiała na nudności.W drodze na lotnisko pomodliliśmy się krótko w samochodzie - i w tym momencie ból ustał. Na dowód tego poczuła głód. Jak córka Jaira (Ew Marka 5.35), którą Jezus wskrzesił i nakazał ją nakarmic. Wiedzieliśmy, że Bóg sprzyja nam i okazuje łaskę naszej rodzinie, w której są małe dzieci i zapewni ochronę nawet w trudnych sytuacjach.
Cały wyjazd był rozciąganiem nas samych i możliwości naszej rodziny. Służenie całą rodziną na misjach jest trudne, ale też obfitujące w radośc i dobrą zabawę. Dzieci wszystko co robią, przekształcają w zabawę. Codzienne przygotowania do wypadów ewangelizacyjnych - pieczenie ciasteczek, tworzenie ozdób i zakładek z wersetami obywało się przy kolorowym, wielopokoleniowy wspólnym stole w jadalni. Wszyscy używali swoich zdolności aby przyłożyc swój kawałek do wspólnego dzieła. Poczucie wspólnoty i pomocy sobie nawzajem było niezwykłe dla dla osób, które poznały się kilka dni wcześniej. Nasze najmłodsze dzieci ochoczo pracowały pod czujnym okiem starszych koleżanek. Nie było nudy. Po pracy czekał nas basen, a po basenie pizza i lody. Co za wspaniałe wakacje dla dzieci - misjonarzy! Ponieważ byliśmy razem, tworząc wspólnotę wielu pokoleń, budziliśmy ciekawośc i dobre skojarzenia. Małe dzieci otwierają drzwi do serc zwłaszcza starszych Sycylijczyków. Nasz synek wiele razy otrzymywał przyjazne poklepywanie po twarzy od rosłych spieczonych słońcem pasterzy czy przechodniów. Często ledwo utrzymywał się na nogach po siarczystym policzku, ale podobało mu się otrzymywanie słodyczy czy możliwośc zrobienia zdjęcia z prawdziwym psem pasterskim!
Pan Bóg powołuje nas do niesienia Ewangelii do wielu narodów już gdy jesteśmy maili. Słuchając opowieści misjonarzy odwiedzających kościół, zostajemy powołani do bycia posłanymi do różnych krajów. Nasze zdolności przydają się w konkretnych narodach. Całe nasze życie Pan Bóg przygotowuje nas do niesienia dobrej nowiny w innych krajach i chce, żebyśmy się cieszyli z pobytu wśród ludzi z innych kultur. To nie znaczy, że nie ma trudności, zwłaszcza gdy trzeba się do przyzwyczaic do wielu obcych aspektów kulturowych (np. spóźnianie się i luźny sposób traktowania czasu przez Sycylijczyków), a co więcej, pokochac mieszkańców innego narodu. Życie razem wydaje owoc. Poznaliśmy wielu ciepłych ludzi, którzy byli szczęśliwi, że do nich przyjechaliśmy. Bariera językowa nie miała znaczenia. Wspólnie spędzony czas, uśmiech, poczęstunek, modlitwa spowodowała, że nawiązaliśmy bliskie relacje. Modliliśmy się o ten kraj w dniu wyjazdu, aby Pan Bóg pozwolił nam tu wrócic. Wiemy z e-maili, że dzieci z IL Faro tęsknią za naszą grupą. Jedna z dziewczynek przygotowuje się do adopcji. Modlimy się za nią. Moc modlitwy dzieci za inne dziecko oddalone o kilka tysięcy km jest wielka. Serce naszych dzieci w modlitwie za Miriam i Maisę, Eliasza i Dawida dotyka serca Pana Boga.
Ola, Łukasz, Matylda, Nina, Tymon NIKODEM
środa, 10 września 2014
Sycylia i międzypokolenowa misja
W piątek przeżyliśmy niesamowity dzień. Nasz przyjaciel Gino koniecznie chciał zaprosić nas do swojego domu na posiłek. Zdecydowaliśmy się zjeść u niego kolację przed naszym czasem ewangelizacji w Sperlinga. To co zobaczyliśmy w jego domu zaskoczyło nas i wywołało łzy wzruszenia. Gino ugościł nas po królewsku, tradycyjną potrawą sycylijską oraz pizzą i ciasteczkami. Gdy jego znajomy piekarz dowiedział się, że ciasteczka są dla "amici" (przyjaciół), podarował je Gino dla nas za darmo! W domu Gino zastaliśmy na stole ogromne powiększone zdjęcia z naszej wycieczki do pięknego zamku na skale w Sperlinga, którą odbyliśmy z Gino poprzedniego dnia. Gino ciągle powtarzał jaka to dla niego ogromna radość widzieć nas wszystkich w jego domu. Paulina dostrzegła w Gino ojcowskie serce i podzieliła się z wszystkimi tym, jak Gino jest dla niej obrazem ojcowskiej miłości Boga. A Gino powiedział, że dla niego my jesteśmy znakiem Bożej miłości...
Potem przyszedł czas na wyjście do mieszkańców Sperlinga. Poszliśmy na najwyżej położony plac w mieście, ten sam, na którym się kiedyś o to miasteczko modliliśmy. Mówiliśmy trochę o tym, dlaczego tutaj jesteśmy, pokazywaliśmy kilka piosenek. Lody zostały jednak naprawdę przełamane, gdy wyszliśmy do ludzi z przygotowanymi przez nas wcześniej pierniczkami i ciastami. Na placu było większość mężczyzn niewiele kobiet, jeśli w ogóle, to przyglądały się nam z balkonów. Kilka jednak do nas przyszło, niesamowita była też jedna kobieta z niemowlęciem, która nam je po prostu wręczyła do potrzymania...
Gdy rozdaliśmy już ciasteczka większości ludzi na placu, jedna z dziewczynek wpadła na pomysł, żeby zatrzymywać przejeżdżające auta. To był chyba pierwszy korek w Sperlinga;) Dzieci zatrzymywały auta, częstowały ciasteczkami, mówiły krótko dlaczego to robimy. Dawały też ludziom karteczki z przygotowanymi wersetami biblijnymi. Potem kilkoro z nas modliło się o grupę mężczyzn na placu.
Niesamowita w tym wszystkim jest rola Gino, który jest naszym "przyczółkiem" w tym miasteczku. W tej kulturze ludzie, choć w kontaktach codziennych serdeczni i pomocni, są jednak zamknięci na coś głębszego i dlatego obierali nas zupełnie inaczej, gdyż był z nami Gino, dając nam wiarygodność jako jego przyjaciołom, tłumacząc ludziom co robimy i dlaczego. Gino powtarzał, że nasz "występ" na placu to spełnienie jego marzeń...
Wyraźnie widzimy, że Bóg przygotował dla nas grunt w Sperlinga poprzez relację z Gino. Dlatego tak ważne było modlić się wcześniej o to, jaki jest Boży plan i co chce, żebyśmy robili, zamiast tylko przeprowadzać nasz plan i program.
Ludzie mówią/ People speak
„Niesamowite jest to, że Bóg odpowiada na nasze modlitwy. Mamy już wodę, pogodę i swobodę!”
Zosia, 13 lat
„It is amazing, how God is answering our prayers. We have water, good weather and freedom!”
Zosia, 13 years old
„Pomimo tego, że mieliśmy dużo nieoczekiwanych wydarzeń, jak I szalonych sytuacji Bóg naprawdę
nam pomagał. Nie tylko mamy znowu bieżącą wodę, ale też wzrosło nasze zaufanie i wiara w Niego.”
Celina, 14 lat
„Despite having a lot of unexpected as well as crazy situations happen, God was a great help. Not only did the water came back in the house but also our trust and faith grew in Him.”
Celina, 14 years old.
“Jest niesamowicie – przeżyłam nowe doświadczenia w mojej relacji z Bogiem (słuchanie Bożego głosu). Wyspa jest bardzo piękna, widoki malownicze, chociaż jest dużo kłujących roślin. Możemy też pływać w basenie i razem bawić się tam, mamy razem świetny i efektywny czas”.
Zuzia, 14 lat
„It’s amazing – I’ve experienced a new thing In my relationship with God (hearing God’s voice). The island is beautiful, the views spectacular, although there are many plants. We can swim in the swimming pool too, play together, we do have a great and an effective time”.
Zuzia, 14 years old.
Subskrybuj:
Posty (Atom)