niedziela, 26 października 2014

Kasia z Il Faro z Nicosii.

Gdy w styczniu zrodził się pomysł międzypokoleniowego wyjazdu misyjnego na Sycylię wyobrażałam sobie grupę dorosłych z kilkorgiem nastolatków. Potem dowiedziałam się, że przyjadą też małe dzieci i pomyślałam, że “jeśli grzeczne to może nie będą przeszkadzać”. Tymczasem to co zobaczyłam i czego doświadczyłam w czasie pobytu King’s Kids w Nicosii przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Dzieci nie tylko nie były przeszkodą, ale były partnerami w służbie. Dzięki ekipie z Polski zrozumiałam, że naprawdę można służyć Bogu międzypokoleniowo. Dzieci i młodzież słuchały bożego głosu i służyły z radością i pokorą, robiąc pierniki, sprzątając ulice, czy też tańcząc na chwałę Pana. Jednego wieczoru, gdy przygotowywaliśmy się do ewangelizacji w Sperlinga, liderzy wyjazdu misyjnego dali mi niesamowity przykład jak być posłusznym Bogu w czasie sztormu. Mimo nacisków wielu osób by “natychmiast” zostawić Sperlinga i udać się do innego miasteczka, misjonarze King’s Kids wiernie trzymali sie tego co Bóg kazał im robić. Tego dnia naprawdę czuć było bożą obecność w czasie ewangelizacji. Mieszkańcy Sperlinga byli bardzo otwarci na słowo boże. Kilka tygodni temu miałam okazję wrócić do Sperlinga razem ze szwajcarskim chórem gospel. Sperlingesi podchodzili do mnie z radością i wypytywali o “tych Polaków co tu w lipcu byli”. Zresztą nie tylko oni pamiętają ekipę z Polski – nasza siedmioletnia wychowanka Maisa do tej pory pyta o niektóre dzieci i czeka kiedy przyjdą się z nią pobawić. Nie rozumie że Polska jest za daleko aby mogły one “wpaść do nas na basen”.