środa, 20 lipca 2016

W Brukseli po zamachu bombowym

Nie miałam w sercu tej misji. Jednak kiedy poproszono mnie o decyzje odnośnie tego wyjazdu, spytałam się Boga, a on po prostu powiedział, że mam jechać. Nie mieliśmy wystarczająco pieniędzy na ten wyjazd, więc oddałam Bogu tę sprawę i pewnego wieczora otrzymałam wiadomość, że ktoś nas pobłogosławił dokładnie taką sumą jaką potrzebowałam. W Belgii mieliśmy „pray walk” w parku i zostały mi i Gabrysi przydzielone 3 dziewczynki: Marysię M., Abigail S. i Hannę S.. Wszystkie otrzymałyśmy coś od Boga i na dodatek w tym samym duchu i na ten sam temat, czyli o obietnicy jaką Bóg ma dla Belgii. Dziewczynki w wieku 9 – 11 lat usłyszały Boży głos! Łooł! Drugiego dnia byliśmy w parlamencie europejskim gdzie Bóg uzdrowił nogę jednej parlamentarzystki przez naszą modlitwę i nasze ręce! Na naszych oczach opuchlizna zeszła prawie całkowicie, a ta pani co wcześniej nie mogła jej obciążać mogła na niej stać i skakać! Mogliśmy też oddać tego dnia obcemu nam mężczyźnie loda, który nam został. Bóg nam go pokazał, a on przyjął nas i nawet pozwolił abyśmy się o niego pomodlili. Trochę porozumiewaliśmy się z nim na migi bo nie mieliśmy wspólnego języka, ale i w tym Bóg nam pomógł. Marysia przed wyjazdem otrzymała wizję babeczek, które po wyłonieniu się z łąki opadają na stół z świecami. Chcieliśmy kupić te babeczki w Brukseli, ale w żadnym nie mieli. Bóg pokazał nam swoją wielkość przez to, że 3 dnia je dostaliśmy od pastora arabskiego kościoła. Było to dla nas niesamowite potwierdzenie, że ta wizja była ważna. Po modlitwie i rozważaniach zdecydowaliśmy się, że przyczepimy do nich wersety i zostawimy je dla uchodźców, którzy przyjdą po nas do naszego miejsca pobytu. Będąc na lotnisku jedna osoba z nas dostała przekonanie by zagrać na pianinie będące przy restauracji i zaśpiewać jedną z naszych chrześcijańskich piosenek w trzech językach po polsku, angielsku i francusku. Wszyscy się na nas patrzyli i tylko się zastanawiałam czy zaraz nie każą nam przestać. Jednak nic takiego nie nastąpiło. W trakcie jedna osoba (polka) się do nas przyłączyła! Po zakończeniu niektórzy nawet klaskali!

wtorek, 16 lutego 2016

Razem Międzynarodowo i Międzypokoleniowo w Krakowie w domu dla bezdomnych, wpierw jednak modlitwa o Franjcę

Wspólnie razem spotkaliśmy się aby oddawać Jemu Chwałę ponad 60 osób z różnych miast aby usługiwać tym, którzy nie mają domów, czasami rodzin. To było coś niesamowitego, bo przygotowywaliśmy się już od miesiąca poprzez wspólne modlitwy, spacer modlitewny, wspólne dzielenie się tym co Pan Bóg pokazał 8 latkowi i 60 latkowi ! Cóż za przywilej bycia w grupie, która szukała Boga i Jego serca dla ludzi bez domów. Wpierw jednak Paryż ..... W piątek dotarła do nas smutna wiadomość o tym co stało się w Francji i od razu wiedzieliśmy, że mamy się modlić i błogosławić. Modląc się Pan Bóg otwierał serca dzieci, rodziców pokazują nam rożne obrazy, wizje i wersety biblijne które wciąż czekają aby być przekazane do ambasady Francuskiej w Warszawie. Jeden z naszych nastolatków, otrzymał obraz, który dokładnie namalował , choć zawsze miał problemy z malowaniem i spędzał nad rysunkami godziny aby cokolwiek namalować WOW
To byl dobry czas uwielbiania i wstawiania się za ludźmi, za tymi którzy stracili najbliższych za rząd Francuski i za samą Francję dla Jezusa ! Po południu wspólnie około 60 osób uwielbialiśmy Boga w domu dla bezdomnych - to było niesamowite doświadczenie okazywania miłości Bożej - parę osób zostało zbawionych ! Jeden z nich pan Franciszek został przez nas zaproszony na obiad do restauracji gdzie mieliśmy naprawdę dobry czas rozmów, modlitw i wyzwań - Franciszek powiedział, że ceni sobie najbardziej nie dary, czy też żywność ale przyjaźń która została mu dana .... zyskał nową rodzinę, jest w kościele co niedzielę gdzie poznaje Chrystusa Boga ! Halleuja To wielkie wyzwanie dla nas wszystkich , czy chcemy być z nimi czy tylko coś dla nich zrobić? Czy chcemy wspólnie z pokoleniami dać bo jest łatwiej czy też wspólnie odbierać od Boga gdy jest trudno.
Bóg jest niesamowity, dziś Pan Bóg dotykał na nabo nas wszystkich a później otrzymaliśmy CIĄG DALSZY ŚWIADECTWA Z KRAKOWA Otrzymaliśmy wspaniałe nowiny co jest kontynuacją tego czym Bóg podzielił się z nami w Listopadzie kiedy pojechaliśmy na wyjazd misyjny do Krakowa. Ta misja która zaczęła się w domu dla bezdomnych wciąż trwa !! Nasz przyjaciel który przyszedł ( przed naszym outreachem w Listopadzie) na nasze spotkanie aby tylko złożyć dary dla ubogich nie tylko poszedł z nami ale został poruszony przez Pana Boga w tamtym tygodniu i wraz inną osobą poprowadzili grupę która pojechała raz jeszcze do domu dla bezdomnych i śpiewając, usługiwała panom którzy tam mieszkają ! a to nie koniec bo Nasz przyjaciel idzie w ten wtorek po raz trzeci usługiwać i być usłużonym ! Kierownicy tego domu byli również w kościele i wspominali, że to co tam się wydarzyło , szczególnie, łatwość dzieci które docierały do różnych zakamarków tego domu, pokojów w których byli ludzie, to było niesmaowite świadectwo Bożego działania ! Nasi przyjaciele z tego niezwykłego domu odwiedzają jedną ze społeczności w Krakowie ! Misja wciąż trwa .... a my dziękujemy Bogu za to że MÓWI do wszystkich pokoleń które zebrały się RAZEM ! .... jestem Bogu wdzięczny, że jestem tego częścią ...

sobota, 5 grudnia 2015

proste Boże posłuszeństwo i wspaniała Boża odpowiedź

Jak zawsze, byłem gotowy, aby rozpocząć uwielbianiem nasze zajęcia "Godzina Biblijna" spotkanie na którym zgromadzone są dzieci z klas 1,2 i 3 (w wieku 7 - 9) z Chrześcijańskiej Szkoły "Samuel" w Warszawie.
Jednak szybko zauważyliśmy z żoną, że dzieci są nieco roztargnione. Poprosiliśmy więc je, aby opowiedziały nam o swoim tygodniu , weekendzie. Odpowiedziały pytając nas, czy wiemy o katastrofie budynku w Bangladeszu i ponad tysiąc osoób które zgninęło. Wiedzieliśmy, że nie możemy iść dalej z lekcją w taki spsoób jaki chcieliśmy, że musimy zatrzymać się i prosić Boga, aby pokazał nam co jest w Jego sercu dla tej sytuacji i co On ma dla nas. Modliliśmy się przez długi czas, a później słuchaliśmy Jego głosu, jedna z klas była tak poruszona, że czuła, że to nie koniec, wiedzieli, że, Bóg chce czegoś więcej. Po trzech dniach otrzymałem od nich narysowane obrazki z wersetami biblijnymi oraz zebrane pieniędze po tygodniowym sprzedawaniu ciasteczek i innych ręcznie robionyvh rzeczach aby wspierać każdego, kto potrzebuje pomocy w Bangladeszu. W tym samym czasie w Bangladeszu, chrześcijanie modlili się o jedną rodzinę muzułmańską która straciła córkę w tej katastrofie pozstawiając całą rodzinę bez środków do życia. Przez prawie miesiąc staraliśmy się znaleźć kogoś kto mógłby mieć z nami kontakt co nie byLo takie proste, modląc się więc w końcu otrzymaliśmy maila od pewnego chrześcijanina, którzy przedstawił nam przypadek tej konkretnej rodziny. Byłem tak podekscytowany, i zachęcony, że następnego dnia pobiegłem do banku w celu wysłania tych, tylko 100 $, które zostały zebrane w klasie, aby wysłać je komuś kogo nie znałem i nie widziałem. To był krok wiary, a także posłuszeństwo Bogu – wspaniała nauka. Kiedy wpłacałem zebrane pieniążki w banku na konto w Bangaldeszu, byłem tak podekscytowany, że ​​wiedziałem , że nie mogę zatrzymać tego w sercu i muszę się tym podzielić z panią która mnie obsługiwała, jak ważne i szczególne są to pieniążki. Jej reakcja była na początku troche “sucha” , bo odpowiedziała , że tutaj wszystkie pieniądze są ważne ... ale kiedy zacząłem dzielić się historią z nimi i tym jak dzieci się modliły i słuchały Boga, zaczęły być poruszone I z ich oczu zaczęły płynąć łzy , to już nie byla tylko jedna Pani ale też druga która siedziała obok niej i słyszała całą histroię a ja mogłem dzielić się Dobrą Nowiną . Po kilku dniach otrzymałem odpowiedź, że pewien Kościół Chrześcijański modlił się o pomoc dla muzułmańskiej rodziny, która straciła córkę. i dlatego, że jej ciało nie zostało znalezione przez służbę medyczną, to rząd nie mógł wypłacić tej rodzinie żadnej pomocy.
I wtedy nadeszła nasza pomoc która dała im nadzieję bo mogli zakupić rikszę, która dała Ojcu pracę na lokalnym markecie a za resztę pieniędzy mogli jeszcze żyć przez tydzień ! Jest to 5- io osobowa rodzina (3 chłopców, ojciec i matka). Otrzymali również nasze rysunki z wersetami biblijnymi które zachęcały ich do pójścia za Jezusem. Na początku, nie wiedzieliśmy, gdzie nasze pieniądze i wersety biblijne są wysyłane, ale chcieliśmy być posłuszni głosowi Pana Boga. Ucieszyliśmy się jeszcze bardziej kiedy okazało się, że ta muzułmańska rodzina zaczęła studiować Słowo Boże i spotkania z chrześcijanami! Zaczęli otwierając swoje serca dla Chrystusa. To było niesamowite doświadczenie wiary tych 8 latków, którzy wraz ze swoim nauczycielem stanęli w posłuszeństwie aby przynieść Bogu radość !

poniedziałek, 9 listopada 2015

Nie przypuszczałam, że tak bardzo można być zmęczonym modlitwą :-)

To zaskakujące jak Bóg działa. Znamy się już tyle lat, a On nigdy nie przestaje mnie zadziwiać. Ten wyjazd był odpowiedzią na moje modlitwy. Na potrzebę zmiany na "więcej Ciebie w naszym (rodzinnym) i moim osobistym życiu. Kiedy Helen wysłała do mnie maila ze swoim szalonym pomysłem, abyśmy z córką dołączyły do teamu, nawet się nie zdziwiłam. Zaskoczona byłam, że odpowiedź przyszła tak szybko. Co mi dała ta Boża wyprawa? Poznałam wspaniałych ludzi, prawdziwych zapaleńców i Bożych "wojowników". Odkryłam na nowo relację z Bogiem. Nie przypuszczałam, że tak bardzo można być zmęczonym modlitwą. Tak bardzo, że padasz na łóżko i nie możesz zasnąć. Ale to rodzaj wyjątkowego zmęczenia, które zamiast zwalać z nóg wyzwala jakąś nieziemską energię. Odkryłam na nowo relację z moją nastoletnią córką. Coś co gubisz każdego dnia skupiając się na szkole, sprawdzianach, ocenach bałaganie w pokoju. Przepychankach o nieistotne rzeczy, które urastają w twoich oczach do rangi wielkiego problemu. Nagle spojrzałam na nią Jego oczami. Poczułam bezbrzeżną wdzięczność, za cud, jakim Bóg nas obdarował. Jak szczerym, kochanym jest dzieckiem. Jak miękkie i oddane ma serce, jak rozpiera ją radość życia, która udziela się innym. I łzy, kiedy stanęła w sierocińcu pomiędzy swoimi rówieśnikami by zaśpiewać dla nich i dla Boga. Spędziłyśmy fantastyczny czas na wspólnej modlitwie, śmiechu i wygłupach. Z dystansu do domowego i szkolnego życia. Polecam każdemu rodzicowi nastolatka taki wspólny wyjazd. Nie zgubmy naszych dzieci, często w ferworze codziennej gonitwy, masy zajęć, które musimy "ogarnąć" tracimy azymut. Co jeszcze dał mi ten wyjazd? Przede wszystkim radość, że dajesz coś innym. Mogliśmy modlić się o Brno, o rodziny z Kościoła, który nas zaprosił, służyć dzieciom w sierocińcu. Dzieciakom, które tak bardzo były spragnione uwagi i miłości. To niesamowite uczucie, kiedy dajesz a twoje serce staje się coraz bardziej pełne. Im więcej dajesz, tym jesteś bogatszy.

Bóg poprowadził mnie do Czech, gdzie mogłam pomóc .....

Gdy wyjeżdżaliśmy w podróż do Brna w Czechach, ne byłam pewna, co mnie czeka. Słyszałam o wizycie w sierocińcu, nie byłam pewna jak to odbiorę, bo często w pewnych trudnych sytuacjach zaczynam płakać. To był także pierwszy raz, gdy wyjeżdżałam gdzieś tylko ja z mamą. Do tąd miałyśmy relacje głównie na temat szkoły, moich słabszych ocen na tle moich przyjaciółek. Dzięki temu ważnemu dla nas wyjazdu, zaczęłyśmy tworzyć nową więź: Mama-córka. Zaczęłyśmy rozmawiać na temat koleżanek, kolegów, śmiesznych sytuacji… Wtedy czułam się trochę tak, jakby mama trochę zmalała i stała się 12-latką. A może to ja trochę wydoroślałam? Szczególnym przeżyciem była wizyta w czeskim domu dziecka. Wtedy zrozumiałam, jak potrzebny jest rodzic. Jak ważna jest ta więź między rodziną. Czułam, że dzięki naszej grupie, coś w tym miejscu odrzyło. Że tym dzieciom coś zaczęło w głowie świtać. Czułam obecność Boga, kiedy śpiewałam dla nich. Czułam, że On się cieszy. I ja też byłam wtedy szczęśliwa. I nie zbierało mi się na płacz. No może momentami. To niesamowite, jak Bóg sprawia, że wszystko to dzieje się naprawdę. Czułam radość tych dzieci i ciepło w moim sercu. Wiedziałam, że tak właśnie miało być. Że Bóg poprowadził mnie do Czech, gdzie mogłam pomóc. Na wyjeździe poznałam także wiele niesamowitych ludzi. Poznałam Grega, z jego rodziną, Abi i Hannę, które okazały się być niesamowitymi gwiazdami karaoke, rodziców grega- Anielę i Eugeniusza, oraz Erin. Poznałam także Travisa, Jeni i Emmę, oraz Martę- naszego tłumacza :). Wszyscy mieliśmy ze sobą coś wspólnego- uwielbialiśmy Boga, każdego dnia i poświęcaliśmy mu czas na każdym kroku. Myślę, że bóg otworzył moje serce przez ten wspaniały czas. Maja :-)

wtorek, 27 października 2015

Jesteś wyjątkowy bo Bóg tak cię stworzył - międzypokoleniowy wyjazd misyjny do Brno w Czechach

Zastanawialiśmy się czy w ogóle do tego wyjazdu dojdzie gdyż kiedy pytaliśmy się Pana Boga, czuliśmy jakby milczał,(od dłuższego już bowiem czasu uczymy się aby zamiast głowić się co zrobić i rzucać pomysłami , rysować strategie i plany , zaprosić w prostocie serca wpierw JEGO aby pokazał nam co już czyni. Nie było to łatwe, nie było to proste ) a czas płynął.W końcu pod koniec Września coś drgnęło i krok po kroku ludzie zaczęli dołączać do myśli aby pojechać do Brna uczyć się odkrywać Jego plan :-) Pojechaliśmy w 14 osób, posłuszni, czekając na Jego objawienie, na pokazanie nam Swojego serca. Byłem bardzo podekscytowany tym, że jadą z nami moi kochani rodzice i będziemy mogli służyć w trzech pokoleniach, Dziadek z Abigail , ja z Hanną , Mama z Erin, - pomyślałem sobie coż za wspaniała Boża łaska patrzeć co Pan Bóg już uczynił w naszym życiu i co będzie czynił. Modląc się w Piątek, chodząc na dookoła miasta aby wsłuchać się w Jego głos, Pan Bóg dawał nam odczucie aby modlić się o jedność międzypokoleniową pokazując nam brak łączności oraz uczucie, że ludzie którzy w tym mieście mieszkają są jakby bezosobowi, bezduszni , sztuczni a napis "faith no more" w jednym ze sklepów wręcz krzyczał do nas złowrogo. Widzieliśmy także napis alfa potem genesis i omega , zastanawialiśmy się co to wszystko oznacza, czy może Panie chcesz coś zacząć ? W Sobotę kiedy spotkaliśmy się z rodzinami,jedna sytuacja utkwiła nam najbardziej, kiedy młoda dziewczyna dzieliła się z nami czymś bardzo osobistym dotyczącym jej bardzo zajętego Taty który jest wierzącym człowiekiem ...... i bardzo przykrych konsekwencji które z tego wynikły. ( Prosimy tutaj o modlitwy ! ) To był dobry czas wstawiania się o ten kościół i Jego prowadzenie - akurat przyjechaliśmy w czasie kiedy miało być głoszone słowo na temat widzenia dzieci w Królestwie Bożym , wow Kiedy w Sobotę po południu staneliśmy w domu dziecka w Mikulovie odczuwaliśmy, że Pan Bóg będzie czynił coś specjalnego. Oddawaliśmy Jemu chwałę i wraz moim Tatą mogliśmy dzielić się świadectwem Jego uzdrowienia i jak Pan Bóg uczył mnie wiary jako 7 latka, usiadłszy na podłodze popatrzyłem na Maję 12 latkę i kiedy zacząłem modlić się co dalej, zoabczyłem jej gotowe serce aby zaświadczyć o Jezusie. Spojrzeliśmy w tą samą stronę i wtedy zapytałem delikatnie: jesteś gotowa aby śpiewać dla Boga w tym miejscu , Ona wiedziała, że jest to ten moment ... Kiedy zaczęła, nagle wzrok wszystkich nastolatek utkwił na niej a Ona wysławiała Jezusa. Potem były modlitwy i zachęcanie aby wypowiedzieć, że wszyscy są wyjątkowi bo Bóg jest tutaj z nami. To bylo cudowne widzieć jak jeden po drugim podchodzi i przykleja serca do wielkiej tablicy. Po wyjściu staneliśmy przy samochodach i zaczeliśmy wołać do Pana aby ta wizyta nie była tylko czymś w rodzaju : przyszli i odjechali ale aby Pan Bóg kontynuował to co zaczął ( alpha ? genesis ? ) I otrzymaliśmy coś z Czech co rozradowało nasze serca, że On dalej będzie czynić to co zaczął : "nasz pobyt był wyjątkowy, ponieważ tak wielu ludzi był bardzo poruszonych przez Boga! Dwóch pracowników (zwłaszcza Hanka, z ciemnymi włosami) była tak bardzo wdzięczna za modlitwy bo one zmieniły atmosferę w domu dziecka.Jedna z dziewczyn (który podeszła do naszych samochodów po naszym pobycie) zaczęła modlić się codziennie wieczorem. Wszystkie dzieci są poruszone i bardzo podobała im się nasza usługa. Również pewien chłopiec (blondynek) był szczególnie poruszony tą wizytą co wpłynęło to w dobry sposób. Rozmawialiśmy więc o tym jak zaprosić te dzieci na obóz chrześcijański latem w przyszłym roku.

wtorek, 15 września 2015

Pan Bóg w rodzinie

Od obozu w Ostródzie minęło już półtora miesiąca, więc chyba można pokusić się o pewne podsumowanie. Wyjechaliśmy na obóz w niezbyt miłych nastrojach. Po prostu mocno się posprzeczaliśmy, a rozmaite niedomówienia i brak dialogu spowodowały, że wyładowanie to urosło do rangi awantury. Tak czy siak - u nas mimo wielu starań i podjętych działań sprawa jedności w małżeństwie/rodzinie od zawsze była wyzwaniem. Bardzo trudna historia małżeńska, konflikt na konflikcie i brak przejrzystości nie tylko w dziedzinie finansowej rezonowały okrutnie - kłótnie, brak porozumienia, ogromne zniechęcenia...w tej atmosferze rosły dzieci, zbuntowane, niejednokrotnie niechętne, myślę, że zalęknione... We wspólnocie znaleźliśmy konkretna pomoc dla budowania jednosci małżeństwa, a w konsekwencji i rodziny i Słowo Boże weszło konkretnie w nasze życie rozpoczynając swą gigantyczną pracę w procesie nawrócenia każdego z nas. To była jednak droga, którą szliśmy równolegle, ciesząc się z ocalonego małżeństwa, jednocześnie widząc, jak bardzo brak jedności jeszcze między nami i jak bardzo to boli... A marzenia mieliśmy piękne... wspólnota rodzinna, jeden stół, uwielbienie pełne mocy pokolenie z pokoleniem, a ja (Basia) szczególnie - praca dla Królestwa. Tylko i wyłącznie. Zamiast tego mieliśmy jednak póki co poróżnienie, weekendowe wyładowania rodzinne, brak czasu/ochoty i pomysłu na wspólne spędzenie czasu i... niewolniczą harówkę w szkole oddalonej o 30 km (Basia) z całym dobrodziejstwem pracy przynoszonej do domu. Frustracja, delikatnie mówiąc, zmęczenie, bezsilność. Basia: Ostróda Camp - zobaczyłam informacje o obozie i stwierdziłam, ze nie ma innej opcji, to dla nas. Miałam ogromne pragnienie zobaczyć i przeżyć nawrócenie dzieci, ich radykalny zwrot w kierunku Jezusa - krótko przed wyjazdem miałam sen, w którym słyszałam ogromny szum "jakby uderzenie gwałtownego wichru", a odczytałam to jednoznacznie jako zapowiedź czegoś, co będzie nie tyle powiewem, ale działaniem żywiołu Ducha i mocy. Oczekiwałam więc, oczywiście, przełomów na moich oczach, przy czym na sercu miałam szczególnie starszego syna. Dzień za dniem mijały podczas tygodniowego obozu, ale Janek... jakiś taki wciąż ten sam. Tymczasem na obozie dzieją się rzeczy świetne! Słucham świadectw o rodzinach w misji i nieśmiało, delikatnie porusza się moje serce pod wpływem subtelnej zachęty. Dostajemy narzędzia do pracy z dziećmi i rodzinami - sposoby na modlitwę, uwielbienie w rodzinie (żegnaj, schemacie!), słuchanie słowa Bożego. Do tego czas w rodzinie - kajaki, plażowanie, boisko... i On. Pan z nami. Ten, który JEST - przenika sobą wszystkie sytuacje, okoliczności, widzi przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Ten, który przemienia serca, sam tworzy jedność, bo On jedność ukochał - taki właśnie pracuje w nas podczas tego tygodnia. Ja wołałam do Niego w akcie desperacji - Panie, Tobie zależy na relacji z Jankiem - weź proszę, i zrób to, obudź w nim się, porusz, zmień! I zmienił - ale zaczął ode mnie i od mojego męża. Kierując nas ku sobie nawzajem i ku dzieciom, scalając, wzmacniając więzy. Olek zrozumiał, że skoro jestem typem LIONA, próżno ode mnie wymagać braku kontroli, ja zaś przekonałam się, że mieszanka Wydry z Retrieverem nie zaowocuje chęcią dowodzenia i wzmocnieniem zasadniczości u mojego męża. Odpuściliśmy sobie i... to też przyniosło błogosławiony efekt. Gdy pytałam Pana, od czego zacząć w wychowaniu moich chłopców, usłyszałam jedno słowo - przyjmij, Zaakceptuj - wtedy wejdziesz głębiej. Pokażę Ci, co dalej. Wzrastamy w akceptacji. Pan prowadzi. Janek radykalnie się nie nawrócił - decyzja o przyjęciu Jezusa jest jeszcze przed nim, przed Tymkiem także. Widzimy jednak, ze jest spokojniej. Stabilniej, bezpieczniej. Dzielimy się wieczorami, korzystając z narzędzi z woreczka i instrukcji obsługi. Powoli wdrażamy dzieci do słuchania głosu Bożego i ... bywa, ze łapią oni połączenie bezpośrednie! Ja (Basia) ,nie wróciłam do pracy - jeszcze w czerwcu zdecydowałam o urlopie do końca wakacji 2016. Ogarniam (lion tego potrzebuje jak powietrza) domowe obowiązki. Kocham być na domowym posterunku. Przed nami cały czas pojawiają się wyzwania, ale wraz z nimi i zachęta do słuchania Pana, zachęta do nadziei w Nim. Razem z mężem powoli odczytujemy powołanie do bycia w misji. Nie wiemy, jak to będzie (finanse, praca etc.), ale stoimy w zaufaniu. On wie ;) Póki co stoimy na progu zaangażowania w służbę dla rodzin we wspólnocie. Chcemy, aby dzieci, całe rodziny miały doświadczenie Bożego nadnaturalnego prowadzenia.