poniedziałek, 9 listopada 2015

Bóg poprowadził mnie do Czech, gdzie mogłam pomóc .....

Gdy wyjeżdżaliśmy w podróż do Brna w Czechach, ne byłam pewna, co mnie czeka. Słyszałam o wizycie w sierocińcu, nie byłam pewna jak to odbiorę, bo często w pewnych trudnych sytuacjach zaczynam płakać. To był także pierwszy raz, gdy wyjeżdżałam gdzieś tylko ja z mamą. Do tąd miałyśmy relacje głównie na temat szkoły, moich słabszych ocen na tle moich przyjaciółek. Dzięki temu ważnemu dla nas wyjazdu, zaczęłyśmy tworzyć nową więź: Mama-córka. Zaczęłyśmy rozmawiać na temat koleżanek, kolegów, śmiesznych sytuacji… Wtedy czułam się trochę tak, jakby mama trochę zmalała i stała się 12-latką. A może to ja trochę wydoroślałam? Szczególnym przeżyciem była wizyta w czeskim domu dziecka. Wtedy zrozumiałam, jak potrzebny jest rodzic. Jak ważna jest ta więź między rodziną. Czułam, że dzięki naszej grupie, coś w tym miejscu odrzyło. Że tym dzieciom coś zaczęło w głowie świtać. Czułam obecność Boga, kiedy śpiewałam dla nich. Czułam, że On się cieszy. I ja też byłam wtedy szczęśliwa. I nie zbierało mi się na płacz. No może momentami. To niesamowite, jak Bóg sprawia, że wszystko to dzieje się naprawdę. Czułam radość tych dzieci i ciepło w moim sercu. Wiedziałam, że tak właśnie miało być. Że Bóg poprowadził mnie do Czech, gdzie mogłam pomóc. Na wyjeździe poznałam także wiele niesamowitych ludzi. Poznałam Grega, z jego rodziną, Abi i Hannę, które okazały się być niesamowitymi gwiazdami karaoke, rodziców grega- Anielę i Eugeniusza, oraz Erin. Poznałam także Travisa, Jeni i Emmę, oraz Martę- naszego tłumacza :). Wszyscy mieliśmy ze sobą coś wspólnego- uwielbialiśmy Boga, każdego dnia i poświęcaliśmy mu czas na każdym kroku. Myślę, że bóg otworzył moje serce przez ten wspaniały czas. Maja :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz