wtorek, 4 marca 2014

Czy zdążymy z paszportem?

Był niecały miesiąc do wyjazdu Mai na misję, gdy uświadomiłam sobie, że w wakacje stracił ważność mój dowód osobisty. Sprawa wyglądała nieciekawie, ponieważ Maja nie miała ważnego paszportu a do wyrobienia nowego urząd potrzebował dowodów osobistych obojga rodziców. Na 29 dni przed datą wyjazdu złożyłam więc wniosek o wyrobienie dowodu, do którego dołączyłam pisemną prośbę o przyspieszenie wydania dokumentu. Miła pani, po wysłuchaniu mojej historii, powiedziała, że być może uda się zamiast w ciągu 30 dni wydać ten dowód w tydzień. Nie udało się, ale po 11 dniach 22 października odebrałam nowy dokument i już dzień później byliśmy wszyscy razem w urzędzie na Pradze Południe. Mieliśmy całą godzinę do zamknięcia dwóch czynnych stanowisk, a tymczasem przed nimi kłębił się niemały tłumek klientów. Minuty mijały szybko, a kolejka wcale nie chciała się kurczyć. Jedno z okienek okupowała od pół godziny czteroosobowa rodzina. Pani przy drugim stanowisku pracowała pełną parą, ale wszystko wskazywało na to, że nie da rady nas przyjąć. Na kwadrans przed zamknięciem nadal przed nami były trzy osoby, a rodzina przy drugim okienku wcale nie zamierzała stamtąd odejść. Siedzieliśmy przy stole, chłopcy odrabiali lekcje a Maja co chwila sprawdzała, czy może coś się zmieniło. Wtedy postanowiliśmy pomodlić się do naszego Taty, byśmy zdążyli złożyć dokumenty. Wyrwanie się z pracy, żeby dotrzeć do urzędu na 15.00 sporo nas kosztowało i wiedzieliśmy, że drugi raz będzie nam trudno powtórzyć ten wyczyn. Wstaliśmy więc i biorąc się za ręce pośrodku urzędu, poprosiliśmy Boga, by przyspieszył załatwianie spraw przy „naszym” okienku. 2 minuty przed zamknięciem stanowiska, pani, która obsłużyła przed nami sporą liczbę osób, przyjęła nas z miłym uśmiechem. W minutę załatwiła wszystkie formalności i wysłuchawszy prośby o skrócenie czasu wydania dokumentu, podała nam swoje nazwisko i numer telefonu, na który mieliśmy zadzwonić po tygodniu. Wiedzieliśmy, że według przepisów urząd ma na wydanie paszportu do 30 dni. Tymczasem nawet 14 dni to było stanowczo za krótko. Zaufaliśmy jednak Jezusowi, bo przecież to On zaprosił Maję na tą misję. Na kilka dni przed wyjazdem miała już swój paszport a my zyskaliśmy kolejny raz potwierdzenie, że Bóg jest wszechmocny i nic - nawet czas i urzędowe terminy - nie są dla Niego przeszkodą

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz