Pewnego dnia gdy usłyszałam o wyjeździe misyjnym do Budapeszt (Węgry) chciałam bardzo pojechać ponieważ zawsze chciałam pojechać za granicę i jednocześnie służyć Bogu.
Kiedy chodziłam na spotkania przygotowawcze pan Grzegorz i pani Erin powiedzieli o tym , abyśmy sami postarali się zebrać pieniądze na wyjazd. Mieliśmy napisać listy do sponsorów, aby pomogli nam sfinansować podróż. Napisałam więc listy i wysłałam, ale nie otrzymałam całej sumy więc musiałam wydać pieniądze z moich oszczędności które przeznaczałam na zakup tableta.
Udało mi się pojechać! Było świetnie odwiedzaliśmy różne ciekawe miejsca i poznawaliśmy niezwykłych ludzi zwiastując ( tym nienawróconym) ewangelię. Nasza grupa była nie liczna, ale dzięki temu mogliśmy lepiej się zgrać i wszyscy byli chętni do pomocy. Podobało mi się bardzo w między narodowym kościele gdzie ludzie byli zdziwieni i szczęśliwi, że takie "dzieci":) jak nasza grupa wyjeżdżają na misje.
Gdy wróciłam do domu trzeba było "wrócić na Ziemię" do normalnego życia. :(
W pewną niedzielę moja mama podzieliła się moją historją z pastorem z mojego kościoła i moim przykładem nawiązał do kazania. Kiedy zaczął o tym mówić nie mogłam uwierzyć że to o mnie, bo nawet nie wiedziałam, że to wie. Na koniec powiedzia, że kto chce to może dać mi swoje pieniądze abym mogła przeznaczyć je na to co chciałam. Myślałam, że to niemożliwe, ale po następnym nabożeństwie podszedł do mnie i dał mi kopertę z dokładnie tą sumą której potrzebowałam. Dostałam dwa razy więcej pieniędzy niż dałam! Bardzo się z tego cieszę.
Maja
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz